|
Kazimierz Tetmajer i Antoni Zachemski w Warszawie ok 1935 r.
|
Jego powroty w ukochane Tatry dawały mu siłę i oczyszczały jego duszę. Były to nieomalże mistyczne spotkania, które wydobywały z jego duszy niewyobrażalne uczucia. Sam Tetmajer opisuje Tatry w szkicu „Stara książka” pochodzącego ze zbioru „Wrażenia”, a także
w listach – felietonach drukowanych w „Kurierze Warszawskim”:
„Oto ogromny konfesjonał skalny, ogromna spowiedź duszy mojej, te Tatry.
Kocham je. Patrzą na mnie zawsze jednakowe, zawsze jednako zimne i smutne – i zawsze wierne. Kocham je. Nauczyły mnie myśleć i czuć, słowa w rytmy układać
i barwić, i zsyłają mi sny, lekkie palce kładą mi na oczy
i przymykają mi powieki, a potem chylą mi głowę w tył, dotykają palcem mych ust i mówią cicho: milcz...Widzę wtenczas życie potęg i żywiołów natury, widzę, jak szmer liści bukowych i smrekowego boru przelata przez światło słoneczne, jak woń kwiatów górskich wnika w skały i wody, słyszę rozmowę chmur
z odwiecznym gruzem szarych kotlin zapadłych. Mnie oderwane iglice, które leżą gdzieś w gąszczach
i moczarach, skarżą się, że tam był wiatr
i słońce, że tam były burze i noce miesięczne, noce
o skrzydłach anielskich, tam, wysoko...Mnie się objawia jakiś Bóg tych gór, który wywraca lasy
i pajęczyny srebrne rzuca po trawach, Bóg groźny, dumny i cichy jak toń.
Ze mnie dusza wyrywa się ku tym potęgom i żywiołom natury, dusza, która poznała tragedię fizycznego istnienia.”